piątek, 1 listopada 2013

Mój biegun - recenzja filmu

 Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.filmweb.pl

Korzystając z babskiego wyjścia, wybrałam się z przyjaciółką na premierę filmu "Mój Biegun".

Zdecydowanie nie jest to film dla młodych rodziców, szczególnie mam.
Nigdy dotąd mi się nie zdarzyło płakać w kinie i to jeszcze nim minęło pierwsze 10 min filmu.

Oglądając zapowiedzi byłam przekonana, że film będzie o Jaśku Meli, pierwszym niepełnosprawnym, zdobywającym oba bieguny. Miał być to bowiem film biograficzny. Jednak nie. Film jest zdecydowanie nie o walce z samym sobą i zdobywaniu wyznaczonych celów.
To trochę serialowa opowieść o rodzinie, która dotknęły ogromne tragedie.

Analizując film na chłodno, Jedyne co broni ten obraz to ujmująca gra aktorska. Niestety zdjęcia, kadry, momenty budujące napięcie... po prostu niedoskonałe. Można by wyliczać wpadki, błędy i sytuacje w których wystarczyłoby inaczej ustawić kamerę by takich wpadek uniknąć.
Po filmie mam ogromny niedosyt, bo samego bieguna, ba nawet początków jego zdobywania w filmie po prostu nie ma.
Jest za to dramat rodziców, którzy tracą dziecko, walczą o życie, później zdrowie drugiego dziecka.
Będąc rodzicem, zupełnie inaczej odbiera się takie obrazy,
Kiedyś skwitowałabym ten film jako kiepski.

Jeśli będzie druga część o zdobywaniu biegunów, z pewnością ją obejrzę.

poniedziałek, 28 października 2013

Rozmowy na placu zabaw.

Tak, tak jesteśmy już na etapie wędrowania po placach zabaw.
Smok uwielbia małpować starsze dzieciaki. Nie posiedzi jak inne maluchy na huśtawce, czy w piaskownicy, no chyba, że po to by zjeść jakiś kamulec kiedy mama nie będzie patrzeć. Musi włazić na drabinki, wspinać się nie po tej stronie zjeżdżalni co trzeba i to koniecznie z pomocą mamy, bo przecież sam dopiero uczy się tych wszystkich akrobacji. 

Jednak nie o tym dziś notka.

Zdarzyło się coś, co tak zapadło mi w pamięć, że postanowiłam zaniedbać nieco odkurzanie mieszkania i odkurzyć bloga.

Chcę wam opowiedzieć taką oto scenkę:

Plac zabaw. Ja i smok wspinamy się na zjeżdżalnie. Chłopiec ok. 4 lata bawi się sam na huśtawkach, jego mama na ławce rozprawia z kimś bardzo żywo przez komórkę, używając nazwisko rozprawia o tym jak to strasznie ma jej znajoma, która to ma męża nieudacznika. Chłopiec i dziewczynka ok. 7-8 lat bawią się we wspinanie i wypatrywanie. 

W pewnej chwili zwróciłam uwagę na Chłopaka - Kacpra, bo tak wołała go bawiąca się z nim dziewczynka. Pewnie dlatego, że Smok chciał koniecznie wejść tam gdzie on. Dzieciak znudził się placem zabaw. Podszedł do stojącego na pobliskim parkingu motocykla i głośno przekrzykiwał się z koleżanką, że motor jest "zajebisty" i że idzie go odpalić na kabelki.
Kiedy jego towarzyszka skrytykowała plan i powiedziała żeby zostawił nie swój motor, małolat zwątpił i podszedł do drzewka niedawno posadzonego na trawniku między placem, a parkingiem. Drzewko było nowe więc umocowane do pala, by się nie przewróciło. Kacper zaczął obrywać mocujące je paski.

Wtedy do historyjki włączam się ja grzeczne i bardzo spokojnym tonem:
Mamucha: Dlaczego to niszczysz?
Kacper: Bo mi się nudzi.
Mamucha: Znajdź sobie bardziej konstruktywne zajęcie.
Kacper: A co to Pani jest?
Mamucha: Tak.
Kacper: Ta jasne.

Oczywiście chłopak odszedł od drzewa, już miałam wygłosić pogadankę o tym, że nie wolno nic niszczyć niezależnie od tego czyje to jest i że nie ma rzeczy niczyich, ale wtrąciła się naglę nie wiadomo skąd mama owego 4 latka. Nie siedziała już na ławce, ale była niedaleko nas i próbowała namówić synka by poszli już do domu.
Nim zdąrzyłam dokończyć pogawędkę z Kacprem, wspomniana mama rzuciła do niego z dumą w głosie: "Nasze wspólne."
Po czym zwróciła się do mnie w porozumiewawczym tonie: "Tak to jest jak dzieci wychowuje ulica. Zero kultury, żadnych wartości."
Choć mnie początkowo zatkało, odpowiedziałam, że każdy z nas w dzieciństwie robił głupstwa. To niestety mojej nowej "koleżance" chyba się nie spodobało, bo stwierdziła lakonicznie że w sumie racja i wróciła do nakłaniania swojego syna, by szli już do domu.

Nie poczułam solidarności i wspólnego frontu z tą Panią. Wyjęłam kamyk z buzi Smoka i ruszyliśmy w stronę naszego domu. Ot i cała historia.

piątek, 19 kwietnia 2013

Mamucha pracuje...

Tak.
Stało się.
Wróciłam do pracy.

Systematycznie, 8 godzin, od poniedziałku do piątku plus 4 godziny w sobotę.

Na razie 2 tygodnie okresu próbnego, więc specjalnie nie ma o czym pisać.
Jednak jak mi to wywróciło życie do góry nogami! Takiej rewolucji się nie spodziewała. Wiedziałam, że raczej lekko nie będzie, ale żeby aż tak...
Najbardziej tęsknie za Smokiem. Dziś nawet go nie przytuliłam, bo gdy wróciłam do domu, on już spał...
Bajzel w domu, że za głowę się łapie, na nic nie mam czasu, zakupy - tylko w spożywczaku i tylko to co potrzebne...

Blog też leży odłogiem.

Tyle pomysłów na notki. Będę w niedzielę nadrabiać... Chyba.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Mamucha testuje: Kamis Fix Kurczak 5 smaków po chińsku

Na pierwszy ogień poszedł Fix Kurczak 5 smaków po chińsku.

Podeszłam do niego dość sceptycznie, ponieważ dla mnie wszystkie chińskie fixy smakują tak samo i nie jest to mój ulubiony smak. Jednak ten Fix pozytywnie mnie zaskoczył.



Zacznijmy od początku.
Opakowanie dość solidne, bez nożyczek się nie obyło. Z przodu informacja o ilości kalorii w jednej porcji (229 kcal w 251 g), oraz o tym jakie składniki są potrzebne do przygotowania dania (350g piersi z kurczaka i  300g ryżu).
Na odwrocie bardzo przejrzysty sposób przygotowania, tabela wartości odżywczych oraz lista składników. Tu nastąpiło bardzo pozytywne zaskoczenie. W składzie nie znalazłam żadnego "E". Skrobia ziemniaczana,  suszone warzywa, przyprawy, jedyny minus to skrobia modyfikowana. Jednak to i tak nieźle jak na "danie z torebki".
Jeszcze bardziej zaskoczona byłam gdy otworzyłam torebkę. Całą kuchnie wypełnił wspaniały zapach imbiru. W zawartości wyraźnie widać suszone warzywa.


Przyrządziłam wszystko dokładnie według przepisu na potrzebę tego testu. Powstał zawiesisty aromatyczny sos. Całe gotowanie zajęło mi w sumie 20 min co jest ogromnym plusem.


Prawdziwie orientalne aromaty i smaki. Sos wyszedł słodki i jednocześnie pikantny. Niestety dla mnie osobiście troszkę za ostre, dla amatorów pikantnych smaków.

Podsumowując: Fix Kamis kurczak 5 smaków to naturalne składniki, piękny aromat, łatwość i szybkość przyrządzenia, czytelna etykieta oraz wyraźny pikantny smak. Polecam amatorom wyraźnych smaków.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Mamucha przegląda skrzynkę pocztową...


W tym tygodniu czekały na mnie same przyjemności.
Odebrałam paczuchę od Kamis:
Do testowania otrzymałam 3 produkty.


Fix Kurczak pieczony z jabłkami
Fix Zapiekany makaron z kurczakiem i brokułami
oraz
Fix Kurczak 5 smaków po chińsku

Na pierwszy ogień poszedł kurczak 5 smaków. Recenzja w kolejnej notce.

Ponad to wygrałam produkty Concertino baby w konkursie organizowanym na łamach portalu Kosmeland.pl Konkurs był stosunkowo prosty, należało napisać w komentarzu, pod informacją o konkursie napisać, dlaczego chciałoby się przetestować produkty Concertino baby.

Dokładnie wam nie przytoczę mojej odpowiedzi. Chciałam je przetestować przede wszystkim dla tego, że Smoczek, bardzo chciałby jeść już sam ;) Efekt jest taki, że jedzenie zwykle jest wszędzie tylko nie w buzi. Produkt, który stosowałam do tej pory przegrywał z kretesem. Mam nadzieję, Concertino poradzi sobie lepiej. Jeśli tak, zagości u nas na dłużej.


W przesyłce znalazłam:
List gratulacyjny. Bardzo miły gest. Przy okazji wiadomo od razu, co jak i dlaczego.
Pełnowartościowy produkt: 1l hipoalergicznego żelu do prania Concertino baby color
Dwie próbki (100g) hipoalergicznego proszku do prania Concertino baby color
oraz ulotkę z produktami.

Od razu w oko wpadł mi hipoalergiczny odplamiacz uniwersalny tej marki. Zgodnie z informacją na ulotce jest to pierwszy taki odplamiacz na rynku. Faktem jest, że wcześniej z odplamiaczem do niemowlęcych ubranek się nie spotkałam dlatego zamierzam na niego zapolować podczas najbliższych zakupów.

Moja opinia o płynie, z pewnością się tu ukarze.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Na niebiesko dla autyzmu!

Dziś obchodzony jest Światowy Dzień Wiedzy na Temat Autyzmu.



Informacje o tym znalazłam na blogu Agi i po zapoznaniu się ze szczegółami, postanowiłam włączyć się w nią, przynajmniej symbolicznie poprzez napisanie tejże notki. 
Informacje udostępniłam też na swoim facebooku.

Zachęcam Was do zapoznania się z informacjami na temat autyzmu zawartymi na stronie organizatora akcji na niebiesko - Fundacji SYNAPSIS.

"Autyzm należy do tak zwanych całościowych zaburzeń rozwojowych. Oznacza to, że ma wpływ na funkcjonowanie i rozwój dziecka we wszystkich obszarach. Autyzm powoduje trudności w kontaktach z innymi ludźmi, porozumiewaniu się z innymi, brak elastyczności w myśleniu i zachowaniu. Przy czym objawy mogą być nasilone bardzo mocno lub być bardzo subtelne. Na przykład autyzm może mieć osoba zupełnie nie mówiąca, ale także taka, która mówi dużo i stosunkowo dobrze, a mimo tego popełnia mnóstwo niezręczności i gaf, bo właśnie subtelności mowy są dla niej zbyt trudne. To właśnie dlatego aktualnie używamy częściej określenia spektrum zaburzeń autystycznych niż autyzm." Źródło: naniebiesko.org.pl
Statystyki mówią, że tym zaburzeniem dotknięta jest w Polsce 1 na 300 osób.

Ja o autyźmie wiedziałam dotąd mniej więcej tyle, że osoba dotknięta tą chorobą, żyje w swoim świecie, jakby obok nas. Może być uzdolniona matematycznie czy muzycznie, jednak nie jest w stanie funkcjonować w skomplikowanym i pełnym niejasności świecie relacji międzyludzkich.

Jedno jest pewne, od dziś będę jeszcze uważniej śledzić postępy rozwojowe Smoczucha. Informacje rrozpowszechniajcie, bo zawsze warto wiedzieć więcej!

czwartek, 28 marca 2013

Radość z wizyty listonosza, czyli mamucha dostała paczkę zającową.

Wzięłam udział w mamowo blogowej wymiance zającowej.


Dziś kiedy byłam w pracy zawitał listonosz. No nie wiem nawet jak to się stało, że mąż nie zajrzał do paczuchy. Może Smok mu za mocno za skórkę zaszedł. W każdym razie radochę miałam wielką z otwierania przesyłeczki.
W środku znalazłam:
 - żółciutkiego kurczaczka
- uroczą karteczkę
- książeczkę dla Smoczusia
- sól do kąpieli
- masło do ciała
- cukieraski
- herbatki
- maseczkę do twarzy


W naprawdę dobry humorek wprawiła mnie NiezłaŻona za co jej ogromnie dziękuję.

Smoczek jest jeszcze troszeczkę za malutki na książeczki, choć staram się mu czytać. Muszę pilnować żeby nie zjadł tej swoimi dwoma zębiskami.

Ja paczkę zającową przygotowałam dla M.M. i już na początku zaliczyłam wpadkę. Wysłałam chyba na zły adres, albo za mało znaczków(?) nie wiadomo, bo paczka się wróciła :( Dziś wysłałam ponownie, priorytetem jest więc nadzieja że jutro dotrze. Obgryzam paznokcie czy się spodoba. Ja chyba poszłam w planowaniu paczuchy w inną stronę niż NiezłaŻona i teraz się stresuję... To był mój pierwszy raz. Mam nadzieję że za rok będę już w temacie oblatana i paczuchy ode mnie będą najlepsze na świecie.

środa, 27 marca 2013

Pomagamy.

Jest naprawdę mnóstwo dzieci potrzebujących pomocy.
Troszkę to samolubne, ale cieszę się, że mój Smok jest zdrowy.
Tym bardziej staram się pomagać innym dzieciaczkom.

Teraz jest okazja pomóc w prosty sposób.

By pomóc Nadi, o której możecie przeczytać na blogu Isabell wystarczy zebrać 100 nakrętek i wysłać je właśnie do Isabell. O same akcji nakrętkowej możecie poczytać tu <- klik Pomagając Nadi macie szanse otrzymać królika.
Można też pomóc propagując akcję na swoim blogu, dlatego też wrzucam banerek po prawej stronie.

Czasem wystarczy mały gest by pomóc.


sobota, 23 marca 2013

Warsztaty "Bezpieczny Maluch" - Kalisz, czyli Mamucha, Smoczek i Babcia na wojażach.

Jeszcze w ciąży chciałam, wziąć udział w tych Warsztatach. Nawet byłam już zapisana do Łodzi, ale niestety było to tuż przed porodem i Pan mąż na taką wycieczkę się nie zgodził. Tym bardziej się ucieszyłam, kiedy okazało się, że w tym roku też będzie można wziąć udział w "Bezpiecznym maluchu". Wybrałam Kalisz, bo tam mieszkają pradziadkowie Smoczka. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Żeby było mi raźniej, namówiłam Babcię Danusię, żeby pojechała ze mną.

Na profilu na facebooku, warsztaty wyglądały wyjątkowo obiecująco. Zdjęcia z imprezy kilka dni wcześniej zaostrzyły mi apetyt. Niestety przeżyłam pewne rozczarowanie, ale po kolei.

Wartość merytoryczną oceniam dość wysoko, na 5 dałabym mocne 4.
Jeśli jednak chodzi o "upominki", to raczej 2 na szynach..

Właściwie to było bardzo skromnie. Nie było stoisk firm itp.

Na powitanie mili Panowie wręczali batonika musli CRUNCHY od Sante i buteleczkę wody mineralnej od Nestlle. Te gadżety bardzo się przydały, zwłaszcza zgłodniałym ciężaróweczkom. Ponad to torebeczkę od materacyk.pl w której była urocza myjka fikimiki, oraz reklamóweczkę od maxi cosi w której były małe białe skarpeteczki. Listę gratisów zamyka próbka mleka modyfikowanego i śliniaczek od Enfamil, wręczane przed prezentacją.




Ja wiem, że darowanemu koniowi ... itd. Jednak czuję pewne rozczarowanie, ponieważ jak świadczą fotki z innych miast, upominków było więcej. Nie wiem czy wynika to z faktu, że firmy wolą inwestować w reklamę w większych miastach takich jak Warszawa czy Gdańsk. Nie rozumiem tej strategi. Przecież w małych miastach także są mamy, gotowe wydać majątek na wyprawkę dla swojego ukochanego maleństwa, a okazji do poznania produktów mają znacznie mniej, niż te z dużych miast.

Wracając do samych warsztatów.
Na początek o fotelikach, sposobie ich montażu, żywotności i bezpieczeństwie opowiedział ekspert maxi cosi. Nie było to nachalne wciskanie produktów swojej firmy, tylko rzeczowe i konkretne informacje, jak montować, na co zwrócić uwagę, jak wybrać i jak unikać błędów przy zapinaniu pasów. Bardzo cenne informacje. Same produkty czyli foteliki, wózki można było obejrzeć dotknąć, a nawet przymierzyłam smoczka do fotelika rozmiar większego niż teraz mamy, mały rośnie tak szybko, że już muszę się za czymś powoli rozglądać.

Ważna ciekawostka przekazana przez eksperta maxi cosi: Nidy nie kupujcie używanego fotelika bez pasów. Na zachodzi, gdy dochodzi do wypadku (nawet stłuczki) w którym udział bierze dziecko, straż pożarna lub policja przecina pasy w foteliku. To sygnał, że fotelik brał udział w jakimś zdarzeniu drogowym i nie jest już bezpieczny. Ponadto prawdopodobnie nie da się dokupić samych pasów.

Później Pani położna opowiedziała o karmieniu piersią, także bardzo ciekawie. Swój występ miała zrazem z Panią z Enfamilu, która opowiedziała o mieszance. Panie rozdały upominki i na koniec jeszcze Pani położna instruowała, jak powinno się przyrządzać mleko modyfikowane. Tej części jednak nie słyszałam, bo mały zaczął strasznie pyskować i opowiadać, że musiałam wyjść z nim na hol, bo Pani nie było w ogóle słychać.

Kolejny wykład był o banku krwi pępowinowej.

Na koniec, moim zdaniem najcenniejsza część warsztatów czyli kurs pierwszej pomocy. Ratownik rewelacyjny. Kompetentny, rzeczowy i z poczuciem humoru. Jego wystąpienie nie ograniczyło się tylko do instrukcji, jak przeprowadzić sztuczne oddychanie u noworodka, ale co jak i kiedy robić.
Przy zadławieniu należy obrócić malucha na bok, spróbować wyjąć ciało obce. Jeśli się nie uda, a maleństwo traci oddech kładziemy dziecko na brzuchu, na swoim kolanie. Musimy siedzieć. Uderzamy malucha między łopatkami, aż zacznie płakać, odkrztusi ciało obce, ale maksymalnie uderzamy tylko 5 razy. Jak po 5 uderzeniu nie ma zmiany zaczynamy reanimacje, czyli masaż serca. Jeśli zapłacze przekręcamy na bok i sprawdzamy czy wszystko wypadło z buzi, żeby maluch ponownie się nie zakrztusił. Nie podnosimy do góry, nie podnosimy rączek, bo to czym się maluch krztusi może się dostać do płuc lub głębiej do gardła.

Jeśli maluch złapie bezdech, w nocy, albo na skutek intensywnego płaczu, czy śmiechu musimy przede wszystkim go podnieść, przytulić. Możliwe, że na skutek ruchu oddech wróci. Jeśli nie dmuchamy mocno ok. 3-5 razy w usta i nosek dziecka. Jeśli to nie pomoże, przytulamy maleństwo i przytrzymując główkę przechylamy się razem z maluchem tak by był on prawie do góry nogami. Jeśli to nie pomaga zaczynami reanimacje.

To tak pokrótce. Pan ratownik oczywiście dokładniej i bardziej szczegółowo o tym mówił, dlatego polecam każdemu taki warsztat. Warto często mówić, słuchać i czytać o pierwszej pomocy, wtedy większe jest prawdopodobieństwo, że w sytuacji stresowej (która oby się nigdy nie wydarzyła) przypomni nam się co i jak robić.

Zamknięciem warsztatów, było losowanie nagród. Standardowo nic nie wygraliśmy :P

Najlepiej bawił się Smok. Wszystkie Panie z brzuszkami uśmiechały się do niego, a on zadowolony i roześmiany gaworzył tak głośno jak tylko się dało. Dobrze, że była z nami Babcia i czasem wzięła malucha na spacerek...

środa, 13 marca 2013

Z ostatniej chwili - bezpłatne czasopismo dla rodziców

Jak w temacie.
Wystarczy wejść na stronkę -> KLIK , i wysłać prośbę o czasopismo, by otrzymać od firmy orsalit bezpłatny numer "Mamo to ja" lub "Vita"

Warsztaty dla rodziców garść informacji

Coraz popularniejsze stają się warsztaty dla rodziców.
Zwykle są bezpłatne.
Celem takich warsztatów jest głównie prezentacja oferty produktowej skierowanej do rodziców maluszków i kobiet w ciąży.
Często niosą za sobą dość dużą wartość merytoryczną, a ich uczestnicy otrzymują mnóstwo próbek, gadżetów i gratisów. Rodzice mogą też wziąć udział w konkursach z atrakcyjnymi nagrodami.

W zeszłym roku brałam udział w 2 takich spotkaniach, ale w sumie wiem o 4 różnych firmach, które takowe organizują i tutaj właśnie się nimi z wami podzielę.

Podane przeze mnie linki przeniosą was na strony organizatorów bezpłatnych warsztatów dla rodziców i kobiet w ciąży. Wszystkie są bezpłatne, ale trzeba się wcześniej na nie zapisać poprzez formularz rejestracyjny.

Planeta dziecko <- klik Byłam na ich warsztatach w zeszłym roku i bardzo mi się podobały. Były fajnie zaaranżowane przestrzennie, było jasne gdzie co się odbywa. Przestrzeń była podzielona na część dla wystawców i część dla wykładów, zaaranżowano także kącik dla dzieci i miejsce do przewinięcia maluszków. Na poduchach miuki karmiące mamy mogły się wygodnie rozsiąść. Na koniec losowane były fajne, pełnowartościowe produkty. Jak zauważyłam jest w tym roku planowane są warsztaty w 8 miastach, ale nie ma jeszcze terminów. Najlepiej polubić ich na facebooku, wtedy nie przegapicie rozpoczęcia rejestracji.

Moda na brzuszek <- klik Byłam również na warsztatach organizowanych przez tę firmę. Pojechałam na nie aż do Łodzi. Były zorganizowane trochę inaczej. Uczestników podzielono na grupy, a wykłady odbywały się w kilku salach. Grupy przemieszczały się między salami. Niestety wprowadzało to pewnie chaos. Wykłady nie kończyły się w tym samym momencie więc chwilami w części środkowej w której były stosika wystawców robił się tłok. Czas był ograniczony więc nie udało mi się porozmawiać ze wszystkimi wystawcami. Kłopot stanowił też ogłoszony konkurs. Po wykładach zadawane były pytania i ten kto odpowiedział dostawał cukierek. Problem w tym, że zasady były średnio jasne i okazało się, że kilka nie można wyłonić zwycięzcy bo kilka osób miało tyle samo cukierków. Robiono więc dodatkowe losowania, zamieszanie i straszne przedłużanie. Z tego co pisali na swoim fan page zmienili to i teraz mam nadzieję, że wszystko przebiega już sprawnie. Ciężarówki mogą wziąć udział w mini sesji foto i wygrać jakieś nagrody. Ogólnie tematyka warsztatów bardzo ciekawa i cenne gadżety i nagrody. Tu niestety też jeszcze nie podano terminów i lokalizacji kolejnych warsztatów, ale mają pojawić się wkrótce.

Bezpieczny maluch <- klik Na te warsztaty się zapisałam, ale nie pojechałam, bo maluszek już był tuż tuż, a jechać trzeba było do Łodzi. Jednak z informacji na stronie wynikało, że warto w tym roku jechać, zarejestrowałam się więc. Wybieram się tym razem do Kalisza. Zapisy ruszyły i kilka warsztatów już się odbyło.

Mamo nadchodzę <- klik Na tych także nie byłam, ale wydają się ciekawe. Są już terminy i lokalizacje, nie ma jeszcze formularzy rejestracyjnych. Najlepiej polubić profil na fb by nie przegapić rozpoczęcia rejestracji.

Relacja z warsztatów, na które się wybiorę na pewno się ukarze na blogu. Jeśli byliście na któryś z tych warsztatów zapraszam do podzielenia się wrażeniami w komentarzach. Będzie mi miło, jeśli wiedząc o innych organizowanych warsztatach tego typu podzielicie się linkiem.

Jeżeli w waszym mieście nie są organizowane takie akcje nic straconego. Sama w lutym zorganizowałam podobną imprezę w swoim mieście. Był to oczywiście pierwszy raz i może nie taki spektakularny, ale kilku wystawców było. Relacje możecie zobaczyć na stronie -> Targi Bociankowe

czwartek, 7 marca 2013

Chwilka wytchnienia i zaproszenie do testowania.

Zęby wciąż w natarciu.

Na szczęście coraz śmielej zagląda do nas wiosna.

Poprawę humorku przyniosło też zajrzenie do skrzynki pocztowej. Dziabąga czekają niedługo połowinki i wielkie zmiany. Mleko z początkowego zmienimy na następne, jeszcze śmielej będziemy wkraczać na tereny poszerzania diety, mamucha, czyli ja może się wreszcie zdecyduje na któryś niekapek, wymienimy smoczki z 2 na 3, a jeśli wiosna wciąż będzie się tak rozkręcać to może w końcu zaliczymy i basen :)

Z okazji zbliżających się połowinek Smoczek dostał próbki mleczka. To właśnie przesyłka od HIPP tak poprawiła mi humorek, bo bardzo lubię próbeczki dostawać.



Broszurka traktuje o rozszerzaniu diety maluszków. Przesyłeczkę dostałam jako, że przyłączyliśmy się do klubu maluszka HIPP do którego można się zapisać na stronie hipp.pl

Dziś znalazłam też ciekawą ofertę producenta marki CARETERO.
Wypełniając specjalny formularz -> KLIK możecie zgłosić się do testowania produktów tej marki.
Ja już nas zgłosiłam i trzymam kciuki :) Mam nadzieję, że dostaniemy się z  dziabągiem do tego programu. Po przetestowaniu produkty będzie można nabyć z rabatem lub zwrócić.

Pamiętajcie, by czytać dokładnie regulamin zanim przystąpicie do jakiegokolwiek programu!

piątek, 1 marca 2013

Temu zębu... czyli ząbkowanie poraz pierwszy.

No i zaczęło się.
Kolka nas jakoś magicznie ominęła, na szczęście.

Za to ząbek daje nam się nieźle we znaki.

O ile pierwsze sygnały zbliżającego się kiełka pojawiły się już po 3 miesiącu, to dopiero teraz wiem co znaczy ząbkowanie. Z literatury niestety wiem, że może być znacznie gorzej...

Jednak mamuchy mają intuicję.

Odkąd Smoczek był dwiema kreskami na teście wiedziałam, że będzie chłopcem.
Czułam też zbliżający się ząbek od ponad 2 miesięcy.

Od wczoraj, małolat wstaje jednak o 3.00 by sobie popłakać. Moje więc względnie przespane noce ( z malutkimi przerwami na pociągnięcie cyca) przeszły oficjalnie do historii.

Trzeba sobie jakoś radzić, a że sposobów jest bez liku przetestowałam wszystko co w łapki wpadło.
Oto kilka patentów na złagodzenie przebiegu ząbkowania:

Farmakologia:
Na rynku jest sporo żeli do stosowania na rozpulchnione, swędzące i bolące dziąsła. Ja zaopatrzyłam się w Calgel w aptece internetowej (bo taniej)
zawiera lidokainę więc  skutecznie i dość szybko znieczula dziąsełko.
Ma jednak swoje minusy, należy stosować go z dużą rozwagą. Producent zaleca max 6 aplikacji na dobę, nie częściej niż co 20 min. Ważne żeby maluch kremu się nie najadł. Dlatego też trzeba go wmasować w miejsce wyrzynania się ząbka. Niezastąpiony w sytuacji ewidentnego kryzysu, czyli kiedy nie pomaga nic.

Gryzaki:
Pomaga zimno.
Niemal każdy producent posiada w swojej ofercie gryzaczki, które można schłodzić w lodówce, mają różnorodne kształty i kolory. My zaopatrzyliśmy się w kilka. Są nie drogie od 4,00 do 7,00 PLN można już nieźle przebierać.
Mamy pomarańczowego
niedźwiedzia z canpol babies (5,00) jest dość duży, twardy i wypełniony wodą. Szybko się mrozi, a mały lubi go żuć. Niestety może go włożyć dość głęboko i czasem prowokuje wymioty, przez to że jest dość twardy można nim nabić niezłego guza.

żółtą kaczuszkę z babydream (4,50) kupiona w rossmanie, urocza, mała, lekka i miękka. Wypełniona wodą. Niestety z łatwością cała główka kaczuchy mieści się w buzi smoczka, trzeba pilnować by nie zwymiotował w trakcie gryzienia.

zielony kwiatek z babyono (6,00) wypełniony żelem chłodzącym lekki, mięciutki, ma 6 płatków, a każdy z nich ma inny wytłoczony wzorek. Trzyma temperaturę dłużej niż gryzaki wypełnione wodą. Zdecydowany faworyt bo nie da się go wepchnąć za głęboko do buzi.

Dziś odkryłam także wyglądające jak smoczki gryzaczki. W trzech krokach gryzaczki dostosowane są do masowania odpowiedniej części dziąseł 1 krok do masowania jedynek i dwójek, 2 krok do kłów i trzeci do przedtrzonowych ząbków. Kupiłam komplet 2 sztuk ( 1 szt do jedynek i 1 szt do dwójek) z tommee tippe za 24,90. Fakt nietanie ale mam nadzieję, że kiedy mały już się z nimi oswoi będą skuteczniejsze i poręczniejsze od smoczka, który teraz jest po prostu zagryzany. Można je schłodzić w lodówce, choć nie są wypełnione cieczą. Ciepłe także  nadają się do gryzienia i masowania dziąsełek.

Gryzaki domowe czyli to co jest w lodówce. Doskonale sprawdzają się twarde zimne marchewki. Smoczek liże i żuje je z zapałem. Ważne by były świeże, twarde, czyste, zimne i dość grube, żeby maluch ich nie ułamał i się nie zakrztusił. Trzeba go przy tym bezwzględnie pilnować. Zaleta bardzo tanie i zwykle ma się w lodówce jakąś marchew do zupy, łatwiej ją kupić w chwili kiedy ząb nas zaskoczy.

Gryzaki takie czy owe pomagają doraźnie i raczej w sytuacji kiedy maluch jest tylko lekko rozdrażniony, a dziąsełko raczej swędzi niż boli, ponieważ, żeby zadziałały dziecko musi się po prostu chcieć nimi bawić. W nocy raczej nie zdadzą egzaminu.

Inny patent to:

Smarowanie dziąsełek miodem. Miód jest antyseptyczny, działa odkażająco, posmarowane słodkim miodkiem dziąsła są smaczne więc maluch sam masuje je swoim językiem. Jednak uwaga. Miód trzeba stosować z umiarem! Może wywołać alergie, no i należy go traktować trochę jak słodycze. Nikt przecież nie dawałby dziecku non stop czekolady...

W czasie ząbkowania ważne jest by dziecko dużo piło. Lepiej wodę, zwłaszcza w nocy. Szczęściary, które karmią jeszcze piersią i nie muszą martwić się o podgrzewanie mleka w środku nocy mają szansę na odrobinę więcej snu bo przestawienie do cyca uspokaja maluszka.

Zawsze pomaga przytulanie, całowanie i tulenie.

Jeśli macie jakieś swoje patenty podzielcie się proszę w komentarzu.




sobota, 23 lutego 2013

Mama wraca do pracy...

Na stronie Beblionu możecie wypełnić ankietę i wziąć udział w konkursie.
-> KLIK <-

Ta ankieta dała mi do myślenia.
Troszkę się boję powrotu do pracy, Smoczek jest jeszcze taki malutki. Nie chcę by coś mnie ominęło. Przecież dziecko zmienia się z dnia na dzień.

Robię jednak małe kroczki.

Dziś robiłam kolejny warsztat... Jednak wciąż myślałam o moich chłopakach, którzy zostali w domu...

To będzie trudny czas.

Jednak mimo wszystko nie chcę utknąć w domu na zawsze...
ech

czwartek, 14 lutego 2013

Przetestujcie zestawy DoReMi od Gerbera

Żeby wziąć udział w testowaniu i odebrać jeden z 2000 zestawów produktów Gerbera
trzeba wypełnić ankietę znajdującą się pod linkiem:
Klik

Wypełniacie krótką ankietę, piszecie dlaczego to właśnie wy macie zostać testerkami i czekacie :)










Zdjęcie słoiczków pochodzi ze strony
http://babyonline.pl

sobota, 9 lutego 2013

Czerwona skarpetka

Kojarzycie takie kiczowate amerykańskie filmy,
w których facet pozostawiony przez kobietę sam na sam z domowymi obowiązkami pierze białe koszule razem z czerwoną skarpetką i wszystko wychodzi różowe?

No więc życie to nie film.

Zawsze myślałam, że to naciągane.

Ale niestety ubrania nie wychodzą idealnie różowe.
Raczej takie w plamy i centki :/

Tak.
Zrobiłam to.
Wyprałam ubranka Smoczucha, ale nie ze skarpetką, tylko ze spodenkami które miały czerwoną podszewkę.
Pech był tym większy, że to właśnie same nowiutkie ubranka włożyłam do pralki, mały ich nie miał na sobie nawet raz :(

Pobiegłam do chemicznego i kupiłam proszek, odbarwiać.

Efekt. No cóż ubranka i tak byłyby już do niczego.
Dzięki preparatowi pozbyłam się nie tylko różowych i czerwonych plam, ale też większości kolorów.

Morał?

Patrzaj mamucho co do pralki wkładasz...

poniedziałek, 4 lutego 2013

Konkurs Bebiko

Polecam wam konkurs organizowany przez Bebiko.

Żeby wygrać:
Wieże Hi-Fi, Uspokajający leżaczek lub Karuzela nad łóżeczko z pozytywką
razem z płytą z kołysankami Bebiko oraz wybranym
przez uczestnika mleko Bebiko

Wystarczy opisać swoje metody na ułożenie maluszka do snu

LINK DO KONKURSU

Nasze zgłoszenie będą oceniać najpierw internauci, a później jury.
Jeżeli weźmiecie udział to podzielcie się linkami do swoich metod :)

Ps. Po wypełnieniu formularza można pobrać uroczą kołysankę od bebiko.

środa, 30 stycznia 2013

Czytanie globalne ciąg dalszy

Drugi dzień nauki czytania za nami.

Muszę przyznać, że miałam wiele obaw, oraz kilku pesymistów nad głową uparcie twierdzących, że na takie rzeczy Smoczuś jest za mały. Przecież dziecko ma jeszcze na takie rzeczy czas...

Okazało się ku mojej radości, że takie pokazywanie słów bardzo się małemu podoba.
Nie wiem czy uczy się przy okazji, to zweryfikuje czas, ale jedno jest pewne:
To naprawdę świetna zabawa i polecamy ją wszystkim.

Pokazanie pięciu kartek trwa zaledwie chwilkę. Smok bardzo się w nie zapatruje i aż czasem mi szkoda, że do pokazania na raz jest ich tylko 5. Będę się jednak trzymać zasad, żeby mu się za szybko nie znudziło.

Sądzę, że z powodzeniem 3 zestawy dziennie damy radę :)

niedziela, 27 stycznia 2013

Czytanie globalne

Czytanie globalne to sposób uczenia malutkich dzieci czytania.
Polega na tym, że uczy się niemowlęta czytania całych wyrazów. Słowa są obrazami, których uczy się dziecko. Kiedy pozna ich wystarczająco dużo, samo odkrywa prawidłowości.

Dzięki tej metodzie można zacząć naukę już z 3 miesięcznymi niemowlętami.
Sposób ten opracował Glenn Doman. W internecie można kupić gotowe tablice z wyrazami do nauki. Kosztują jednak dość sporo.

Słyszałam o tej metodzie gdy byłam jeszcze w ciąży. Wojtuś skończył już 4 miesiące, a ja się za to nie zabrałam. Jakoś mi to umknęło. Jednak pod choinkę dostałam od mamy książkę "Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka" Natalii i Krzysztofa Minge. W tej książce napisano także rozdział o czytaniu globalnym i postanowiłam do sprawy wrócić.

Podchodzę do tematu z pewnym zdrowym sceptycyzmem. Jednak nie wydaje mi się to jakąś straszną torturą dla malucha, właściwie może to być dobra zabawa. Jeżeli przy okazji rzeczywiście nauczy się czytać to super. Jeśli nie trudno. Jednak gdyby to była skuteczna metoda, a ja z lenistwa bym jej nie wypróbowała byłabym na siebie strasznie wściekła.

Siedzę więc teraz i tworzę materiały:

Słowa najbardziej znane dziecku, jego imię, miejsce zamieszkania, rzeczy z którymi się styka.
Wg, książki zaczynamy od rzeczowników. W sumie należy wprowadzić ich ok. 50 na początek by miało to jakikolwiek sens. Później czasowniki, jakieś codzienne czynności, następnie kolory, przymiotniki, jakieś oczywiste przeciwieństwa jak np mały - duży. Na końcu przyimki w kontekście np. "w domu" "na stole".

Kiedy wprowadzimy jakieś 500 słów, można przejść do wyrażeń dwuwyrazowych. Używać trzeba wcześniej wprowadzonych słów, warto jednak zmieniać liczbę lub rodzaj.

Później proste zdania, a na końcu książeczki.

Słowa pokazujemy seriami po 5.
Pierwszego dnia pokazujemy 1 zestaw (5 słów) 3 razy co pół godziny.
Drugiego dnia 2 zestawy (5 słów) 3 razy co pół godziny, czyli w sumie pokażemy maluchowi słowa 6 razy.
3 dzień - 3 zestawy (5 słów) 3 razy co pół godziny
4 dzień - 4 zestawy co 15 min
5 dzień - 5 zestawów co 15 min.

Oczywiście jeżeli mamy mało czasu można wprowadzać słowa np. w 3 pokazach :) Ja tak planuję zrobić.
wtedy 4 dnia z każdego zestawy wycofujemy 1 słowo i zastępujemy je nowym. Kolejnego dnia wycofujemy znów po jednym ze słów i dodajemy nowe, aż wymienimy wszystkie zestawy. Warto zapisać daty pokazywania słów ponieważ wycofywać należy najstarsze słowo.

Pokazując słowo tylko je odczytujemy. Nie komentujemy nie zdrabniamy nie mówimy: "Tu jest napisane kot" także pokaz trwa tyle ile zajmuje odczytanie słowa.

Ważna jest systematyczność i konsekwencja inaczej nie ma to sensu. Będzie to dla mnie prawdziwe wyzwanie.

Maluchowi trzeba pokazywać słowa w czasie zabawy, tak by był nami i kartami zainteresowany.

Karty można łatwo wydrukować.
na kartonie technicznym w poziomie drukujemy słowo napisane czcionką Times New Roman rozmiar 256 w czarnym lub czerwonym kolorze. Z czasem co kilka tygodni należy zmniejszać rozmiar czcionki.

Dobrze napisać z tyłu słowo, by ułatwić sobie jego odczytywanie.

Dam wam znać za kilka lat jakie są tego efekty.
Czy wy stosowałyście tę metodę?