"Biedroneczki są w kropeczki
i to chwalą sobie,
u motylka plamek kilka,
służy ku ozdobie..."
... ale po co smoczkom kroki?
Nie ma nic, absolutnie nic gorszego niż chore dziecko. Tym gorzej się czuję, że to wszystko moja wina.
MIT
Ospę przechodzi się tylko raz w życiu.
Otóż nie i stąd to wszystko. Dużo pracy, pośpiech, stres przygotowania do świąt... Każdy wie jak to jest. Obniżona odporność i przypętał się wirus. Oczywiście w dzieciństwie przechodziłam już ospę, no i 2 tygodnie temu drugi raz. Najpierw gorączka, potem wysypka. Naprawdę podejrzewałam wszystko, tylko nie ospę. Przez to też spędziłam czas w którym to najbardziej zarażałam z moim synkiem i siostrzenicą. Także nieświadomie zafundowałam rodzince małe ospa-party.
Podobno są leki, które można podać i zmniejszają one ryzyko zarażenia się po kontakcie z osobą chorą. Można dziecko zaszczepić. Lekarka, która mnie badała stwierdziła z rozbrajającą szczerością: "Po co? Niech przechoruje, będzie później spokój." Kiedy to właśnie nieprawda. Wirus pozostaje w organizmie na zawsze i w przypadku kłopotów z odpornością może się znów uaktywnić. Poza tym wcale nie uważam, że 15 miesięcy to idealny wiek na ospę. Smoczek jest za malutki by powiedzieć gdzie go najbardziej swędzi i czy to co przy nim robię przynosi mu ulgę. Ciężko go też czymś zająć albo wytłumaczyć, że kropek nie wolno drapać. Za duży jest też na to by go spokojnie posmarować czymkolwiek bo wyrywa się i zwyczajnie ucieka marząc całe mieszkanie tym co właśnie z takim trudem na kropki położyliśmy. Ja na swoje kropki dostałam lek Acyklowir i białą papkę na kropki - pudroderm.
Kropki u smoczka były wyczekiwane. Pojawiły się w niedzielę, równo 2 tygodnie od czasu kiedy to ja miałam pierwsze objawy choroby (gorączka i ból głowy). Ponad to pojawiły się w okolicach pieluszkowych, gdybym nie wiedziała, że czekamy na ospę pewnie sądziłabym, że to jakieś odparzenia, łatwo się pomylić. Do lekarza zapisałam nas dopiero w poniedziałek na 17:40. Szczerze mówiąc byłam rozczarowana, kiedy lekarka przepisała mu neosine i pudroderm. Po co mi lekarz? Tyle to by mi farmaceuta w aptece już w niedzielę polecił. Smarowanie tym specyfikiem to po prostu jazda bez trzymanki. Wiem jak to działa. Najpierw bardzo rozgrzewa, dopiero po chwili przynosi ulgę. Trzeba chwile zaczekać aż zaschnie nim się człowiek ubierze. Kruszy się i ściera. Jak powiedzieć takiemu maluchowi, żeby wytrzymał ten początkowy dyskomfort? Żeby nie ścierał bo to dla jego dobra?
Zaczęłam więc szukać innych sposobów. Wypróbowałam kilka domowych sposobów: kąpiel w nadmanganianie potasu, w siemnieniu lnianym. Wyczytałam też, że dobrym sposobem jest odkażanie krostek octeniseptem. Postanowiliśmy spróbować, bo malutki ma tych kropek tak dużo, że w pudrodermie to by go trzeba zanurzyć. Obawiam się ogromnie tej białej papki ponieważ zgodnie z informacją na opakowaniu nie prowadzono badań o skutkach stosowania leku u dzieci poniżej 2 lat.
Jeśli macie jakieś sposoby na ospę podzielcie się.
Mamuchowy blog
środa, 1 stycznia 2014
piątek, 1 listopada 2013
Mój biegun - recenzja filmu
Korzystając z babskiego wyjścia, wybrałam się z przyjaciółką na premierę filmu "Mój Biegun".
Zdecydowanie nie jest to film dla młodych rodziców, szczególnie mam.
Nigdy dotąd mi się nie zdarzyło płakać w kinie i to jeszcze nim minęło pierwsze 10 min filmu.
Oglądając zapowiedzi byłam przekonana, że film będzie o Jaśku Meli, pierwszym niepełnosprawnym, zdobywającym oba bieguny. Miał być to bowiem film biograficzny. Jednak nie. Film jest zdecydowanie nie o walce z samym sobą i zdobywaniu wyznaczonych celów.
To trochę serialowa opowieść o rodzinie, która dotknęły ogromne tragedie.
Analizując film na chłodno, Jedyne co broni ten obraz to ujmująca gra aktorska. Niestety zdjęcia, kadry, momenty budujące napięcie... po prostu niedoskonałe. Można by wyliczać wpadki, błędy i sytuacje w których wystarczyłoby inaczej ustawić kamerę by takich wpadek uniknąć.
Po filmie mam ogromny niedosyt, bo samego bieguna, ba nawet początków jego zdobywania w filmie po prostu nie ma.
Jest za to dramat rodziców, którzy tracą dziecko, walczą o życie, później zdrowie drugiego dziecka.
Będąc rodzicem, zupełnie inaczej odbiera się takie obrazy,
Kiedyś skwitowałabym ten film jako kiepski.
Jeśli będzie druga część o zdobywaniu biegunów, z pewnością ją obejrzę.
poniedziałek, 28 października 2013
Rozmowy na placu zabaw.
Tak, tak jesteśmy już na etapie wędrowania po placach zabaw.
Smok uwielbia małpować starsze dzieciaki. Nie posiedzi jak inne maluchy na huśtawce, czy w piaskownicy, no chyba, że po to by zjeść jakiś kamulec kiedy mama nie będzie patrzeć. Musi włazić na drabinki, wspinać się nie po tej stronie zjeżdżalni co trzeba i to koniecznie z pomocą mamy, bo przecież sam dopiero uczy się tych wszystkich akrobacji.
Jednak nie o tym dziś notka.
Zdarzyło się coś, co tak zapadło mi w pamięć, że postanowiłam zaniedbać nieco odkurzanie mieszkania i odkurzyć bloga.
Chcę wam opowiedzieć taką oto scenkę:
Plac zabaw. Ja i smok wspinamy się na zjeżdżalnie. Chłopiec ok. 4 lata bawi się sam na huśtawkach, jego mama na ławce rozprawia z kimś bardzo żywo przez komórkę, używając nazwisko rozprawia o tym jak to strasznie ma jej znajoma, która to ma męża nieudacznika. Chłopiec i dziewczynka ok. 7-8 lat bawią się we wspinanie i wypatrywanie.
W pewnej chwili zwróciłam uwagę na Chłopaka - Kacpra, bo tak wołała go bawiąca się z nim dziewczynka. Pewnie dlatego, że Smok chciał koniecznie wejść tam gdzie on. Dzieciak znudził się placem zabaw. Podszedł do stojącego na pobliskim parkingu motocykla i głośno przekrzykiwał się z koleżanką, że motor jest "zajebisty" i że idzie go odpalić na kabelki.
Kiedy jego towarzyszka skrytykowała plan i powiedziała żeby zostawił nie swój motor, małolat zwątpił i podszedł do drzewka niedawno posadzonego na trawniku między placem, a parkingiem. Drzewko było nowe więc umocowane do pala, by się nie przewróciło. Kacper zaczął obrywać mocujące je paski.
Wtedy do historyjki włączam się ja grzeczne i bardzo spokojnym tonem:
Mamucha: Dlaczego to niszczysz?
Kacper: Bo mi się nudzi.
Mamucha: Znajdź sobie bardziej konstruktywne zajęcie.
Kacper: A co to Pani jest?
Mamucha: Tak.
Kacper: Ta jasne.
Oczywiście chłopak odszedł od drzewa, już miałam wygłosić pogadankę o tym, że nie wolno nic niszczyć niezależnie od tego czyje to jest i że nie ma rzeczy niczyich, ale wtrąciła się naglę nie wiadomo skąd mama owego 4 latka. Nie siedziała już na ławce, ale była niedaleko nas i próbowała namówić synka by poszli już do domu.
Nim zdąrzyłam dokończyć pogawędkę z Kacprem, wspomniana mama rzuciła do niego z dumą w głosie: "Nasze wspólne."
Po czym zwróciła się do mnie w porozumiewawczym tonie: "Tak to jest jak dzieci wychowuje ulica. Zero kultury, żadnych wartości."
Choć mnie początkowo zatkało, odpowiedziałam, że każdy z nas w dzieciństwie robił głupstwa. To niestety mojej nowej "koleżance" chyba się nie spodobało, bo stwierdziła lakonicznie że w sumie racja i wróciła do nakłaniania swojego syna, by szli już do domu.
Nie poczułam solidarności i wspólnego frontu z tą Panią. Wyjęłam kamyk z buzi Smoka i ruszyliśmy w stronę naszego domu. Ot i cała historia.
Smok uwielbia małpować starsze dzieciaki. Nie posiedzi jak inne maluchy na huśtawce, czy w piaskownicy, no chyba, że po to by zjeść jakiś kamulec kiedy mama nie będzie patrzeć. Musi włazić na drabinki, wspinać się nie po tej stronie zjeżdżalni co trzeba i to koniecznie z pomocą mamy, bo przecież sam dopiero uczy się tych wszystkich akrobacji.
Jednak nie o tym dziś notka.
Zdarzyło się coś, co tak zapadło mi w pamięć, że postanowiłam zaniedbać nieco odkurzanie mieszkania i odkurzyć bloga.
Chcę wam opowiedzieć taką oto scenkę:
Plac zabaw. Ja i smok wspinamy się na zjeżdżalnie. Chłopiec ok. 4 lata bawi się sam na huśtawkach, jego mama na ławce rozprawia z kimś bardzo żywo przez komórkę, używając nazwisko rozprawia o tym jak to strasznie ma jej znajoma, która to ma męża nieudacznika. Chłopiec i dziewczynka ok. 7-8 lat bawią się we wspinanie i wypatrywanie.
W pewnej chwili zwróciłam uwagę na Chłopaka - Kacpra, bo tak wołała go bawiąca się z nim dziewczynka. Pewnie dlatego, że Smok chciał koniecznie wejść tam gdzie on. Dzieciak znudził się placem zabaw. Podszedł do stojącego na pobliskim parkingu motocykla i głośno przekrzykiwał się z koleżanką, że motor jest "zajebisty" i że idzie go odpalić na kabelki.
Kiedy jego towarzyszka skrytykowała plan i powiedziała żeby zostawił nie swój motor, małolat zwątpił i podszedł do drzewka niedawno posadzonego na trawniku między placem, a parkingiem. Drzewko było nowe więc umocowane do pala, by się nie przewróciło. Kacper zaczął obrywać mocujące je paski.
Wtedy do historyjki włączam się ja grzeczne i bardzo spokojnym tonem:
Mamucha: Dlaczego to niszczysz?
Kacper: Bo mi się nudzi.
Mamucha: Znajdź sobie bardziej konstruktywne zajęcie.
Kacper: A co to Pani jest?
Mamucha: Tak.
Kacper: Ta jasne.
Oczywiście chłopak odszedł od drzewa, już miałam wygłosić pogadankę o tym, że nie wolno nic niszczyć niezależnie od tego czyje to jest i że nie ma rzeczy niczyich, ale wtrąciła się naglę nie wiadomo skąd mama owego 4 latka. Nie siedziała już na ławce, ale była niedaleko nas i próbowała namówić synka by poszli już do domu.
Nim zdąrzyłam dokończyć pogawędkę z Kacprem, wspomniana mama rzuciła do niego z dumą w głosie: "Nasze wspólne."
Po czym zwróciła się do mnie w porozumiewawczym tonie: "Tak to jest jak dzieci wychowuje ulica. Zero kultury, żadnych wartości."
Choć mnie początkowo zatkało, odpowiedziałam, że każdy z nas w dzieciństwie robił głupstwa. To niestety mojej nowej "koleżance" chyba się nie spodobało, bo stwierdziła lakonicznie że w sumie racja i wróciła do nakłaniania swojego syna, by szli już do domu.
Nie poczułam solidarności i wspólnego frontu z tą Panią. Wyjęłam kamyk z buzi Smoka i ruszyliśmy w stronę naszego domu. Ot i cała historia.
piątek, 19 kwietnia 2013
Mamucha pracuje...
Tak.
Stało się.
Wróciłam do pracy.
Systematycznie, 8 godzin, od poniedziałku do piątku plus 4 godziny w sobotę.
Na razie 2 tygodnie okresu próbnego, więc specjalnie nie ma o czym pisać.
Jednak jak mi to wywróciło życie do góry nogami! Takiej rewolucji się nie spodziewała. Wiedziałam, że raczej lekko nie będzie, ale żeby aż tak...
Najbardziej tęsknie za Smokiem. Dziś nawet go nie przytuliłam, bo gdy wróciłam do domu, on już spał...
Bajzel w domu, że za głowę się łapie, na nic nie mam czasu, zakupy - tylko w spożywczaku i tylko to co potrzebne...
Blog też leży odłogiem.
Tyle pomysłów na notki. Będę w niedzielę nadrabiać... Chyba.
Stało się.
Wróciłam do pracy.
Systematycznie, 8 godzin, od poniedziałku do piątku plus 4 godziny w sobotę.
Na razie 2 tygodnie okresu próbnego, więc specjalnie nie ma o czym pisać.
Jednak jak mi to wywróciło życie do góry nogami! Takiej rewolucji się nie spodziewała. Wiedziałam, że raczej lekko nie będzie, ale żeby aż tak...
Najbardziej tęsknie za Smokiem. Dziś nawet go nie przytuliłam, bo gdy wróciłam do domu, on już spał...
Bajzel w domu, że za głowę się łapie, na nic nie mam czasu, zakupy - tylko w spożywczaku i tylko to co potrzebne...
Blog też leży odłogiem.
Tyle pomysłów na notki. Będę w niedzielę nadrabiać... Chyba.
niedziela, 14 kwietnia 2013
Mamucha testuje: Kamis Fix Kurczak 5 smaków po chińsku
Na pierwszy ogień poszedł Fix Kurczak 5 smaków po chińsku.
Podeszłam do niego dość sceptycznie, ponieważ dla mnie wszystkie chińskie fixy smakują tak samo i nie jest to mój ulubiony smak. Jednak ten Fix pozytywnie mnie zaskoczył.
Zacznijmy od początku.
Opakowanie dość solidne, bez nożyczek się nie obyło. Z przodu informacja o ilości kalorii w jednej porcji (229 kcal w 251 g), oraz o tym jakie składniki są potrzebne do przygotowania dania (350g piersi z kurczaka i 300g ryżu).
Na odwrocie bardzo przejrzysty sposób przygotowania, tabela wartości odżywczych oraz lista składników. Tu nastąpiło bardzo pozytywne zaskoczenie. W składzie nie znalazłam żadnego "E". Skrobia ziemniaczana, suszone warzywa, przyprawy, jedyny minus to skrobia modyfikowana. Jednak to i tak nieźle jak na "danie z torebki".
Jeszcze bardziej zaskoczona byłam gdy otworzyłam torebkę. Całą kuchnie wypełnił wspaniały zapach imbiru. W zawartości wyraźnie widać suszone warzywa.
Przyrządziłam wszystko dokładnie według przepisu na potrzebę tego testu. Powstał zawiesisty aromatyczny sos. Całe gotowanie zajęło mi w sumie 20 min co jest ogromnym plusem.
Prawdziwie orientalne aromaty i smaki. Sos wyszedł słodki i jednocześnie pikantny. Niestety dla mnie osobiście troszkę za ostre, dla amatorów pikantnych smaków.
Podsumowując: Fix Kamis kurczak 5 smaków to naturalne składniki, piękny aromat, łatwość i szybkość przyrządzenia, czytelna etykieta oraz wyraźny pikantny smak. Polecam amatorom wyraźnych smaków.
Podeszłam do niego dość sceptycznie, ponieważ dla mnie wszystkie chińskie fixy smakują tak samo i nie jest to mój ulubiony smak. Jednak ten Fix pozytywnie mnie zaskoczył.
Zacznijmy od początku.
Opakowanie dość solidne, bez nożyczek się nie obyło. Z przodu informacja o ilości kalorii w jednej porcji (229 kcal w 251 g), oraz o tym jakie składniki są potrzebne do przygotowania dania (350g piersi z kurczaka i 300g ryżu).
Na odwrocie bardzo przejrzysty sposób przygotowania, tabela wartości odżywczych oraz lista składników. Tu nastąpiło bardzo pozytywne zaskoczenie. W składzie nie znalazłam żadnego "E". Skrobia ziemniaczana, suszone warzywa, przyprawy, jedyny minus to skrobia modyfikowana. Jednak to i tak nieźle jak na "danie z torebki".
Jeszcze bardziej zaskoczona byłam gdy otworzyłam torebkę. Całą kuchnie wypełnił wspaniały zapach imbiru. W zawartości wyraźnie widać suszone warzywa.
Przyrządziłam wszystko dokładnie według przepisu na potrzebę tego testu. Powstał zawiesisty aromatyczny sos. Całe gotowanie zajęło mi w sumie 20 min co jest ogromnym plusem.
Prawdziwie orientalne aromaty i smaki. Sos wyszedł słodki i jednocześnie pikantny. Niestety dla mnie osobiście troszkę za ostre, dla amatorów pikantnych smaków.
Podsumowując: Fix Kamis kurczak 5 smaków to naturalne składniki, piękny aromat, łatwość i szybkość przyrządzenia, czytelna etykieta oraz wyraźny pikantny smak. Polecam amatorom wyraźnych smaków.
czwartek, 4 kwietnia 2013
Mamucha przegląda skrzynkę pocztową...
W tym tygodniu czekały na mnie same przyjemności.
Odebrałam paczuchę od Kamis:
Do testowania otrzymałam 3 produkty.
Fix Kurczak pieczony z jabłkami
Fix Zapiekany makaron z kurczakiem i brokułami
oraz
Fix Kurczak 5 smaków po chińsku
Na pierwszy ogień poszedł kurczak 5 smaków. Recenzja w kolejnej notce.
Ponad to wygrałam produkty Concertino baby w konkursie organizowanym na łamach portalu Kosmeland.pl Konkurs był stosunkowo prosty, należało napisać w komentarzu, pod informacją o konkursie napisać, dlaczego chciałoby się przetestować produkty Concertino baby.
Dokładnie wam nie przytoczę mojej odpowiedzi. Chciałam je przetestować przede wszystkim dla tego, że Smoczek, bardzo chciałby jeść już sam ;) Efekt jest taki, że jedzenie zwykle jest wszędzie tylko nie w buzi. Produkt, który stosowałam do tej pory przegrywał z kretesem. Mam nadzieję, Concertino poradzi sobie lepiej. Jeśli tak, zagości u nas na dłużej.
W przesyłce znalazłam:
List gratulacyjny. Bardzo miły gest. Przy okazji wiadomo od razu, co jak i dlaczego.
Pełnowartościowy produkt: 1l hipoalergicznego żelu do prania Concertino baby color
Dwie próbki (100g) hipoalergicznego proszku do prania Concertino baby color
oraz ulotkę z produktami.
Od razu w oko wpadł mi hipoalergiczny odplamiacz uniwersalny tej marki. Zgodnie z informacją na ulotce jest to pierwszy taki odplamiacz na rynku. Faktem jest, że wcześniej z odplamiaczem do niemowlęcych ubranek się nie spotkałam dlatego zamierzam na niego zapolować podczas najbliższych zakupów.
Moja opinia o płynie, z pewnością się tu ukarze.
wtorek, 2 kwietnia 2013
Na niebiesko dla autyzmu!
Dziś obchodzony jest Światowy Dzień Wiedzy na Temat Autyzmu.
Informacje o tym znalazłam na blogu Agi i po zapoznaniu się ze szczegółami, postanowiłam włączyć się w nią, przynajmniej symbolicznie poprzez napisanie tejże notki.
Informacje udostępniłam też na swoim facebooku.
Zachęcam Was do zapoznania się z informacjami na temat autyzmu zawartymi na stronie organizatora akcji na niebiesko - Fundacji SYNAPSIS.
"Autyzm należy do tak
zwanych całościowych zaburzeń rozwojowych. Oznacza to, że ma wpływ na
funkcjonowanie i rozwój dziecka we wszystkich obszarach. Autyzm powoduje
trudności w kontaktach z innymi ludźmi, porozumiewaniu się z innymi,
brak elastyczności w myśleniu i zachowaniu. Przy czym objawy mogą być
nasilone bardzo mocno lub być bardzo subtelne. Na przykład autyzm może
mieć osoba zupełnie nie mówiąca, ale także taka, która mówi dużo i
stosunkowo dobrze, a mimo tego popełnia mnóstwo niezręczności i gaf, bo
właśnie subtelności mowy są dla niej zbyt trudne. To właśnie dlatego
aktualnie używamy częściej określenia spektrum zaburzeń autystycznych
niż autyzm." Źródło: naniebiesko.org.pl
Statystyki mówią, że tym zaburzeniem dotknięta jest w Polsce 1 na 300 osób.
Ja o autyźmie wiedziałam dotąd mniej więcej tyle, że osoba dotknięta tą chorobą, żyje w swoim świecie, jakby obok nas. Może być uzdolniona matematycznie czy muzycznie, jednak nie jest w stanie funkcjonować w skomplikowanym i pełnym niejasności świecie relacji międzyludzkich.
Jedno jest pewne, od dziś będę jeszcze uważniej śledzić postępy rozwojowe Smoczucha. Informacje rrozpowszechniajcie, bo zawsze warto wiedzieć więcej!
Informacje o tym znalazłam na blogu Agi i po zapoznaniu się ze szczegółami, postanowiłam włączyć się w nią, przynajmniej symbolicznie poprzez napisanie tejże notki.
Informacje udostępniłam też na swoim facebooku.
Zachęcam Was do zapoznania się z informacjami na temat autyzmu zawartymi na stronie organizatora akcji na niebiesko - Fundacji SYNAPSIS.
Statystyki mówią, że tym zaburzeniem dotknięta jest w Polsce 1 na 300 osób.
Ja o autyźmie wiedziałam dotąd mniej więcej tyle, że osoba dotknięta tą chorobą, żyje w swoim świecie, jakby obok nas. Może być uzdolniona matematycznie czy muzycznie, jednak nie jest w stanie funkcjonować w skomplikowanym i pełnym niejasności świecie relacji międzyludzkich.
Jedno jest pewne, od dziś będę jeszcze uważniej śledzić postępy rozwojowe Smoczucha. Informacje rrozpowszechniajcie, bo zawsze warto wiedzieć więcej!
Subskrybuj:
Posty (Atom)